Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny komplement. — Byłam raczej zbyt wylękniona, aby dłużej pozostać w tym ciemnym pokoju.
— No, dobrze, a dokądże idziesz teraz? — spytała Ilza. — Musisz przecież pójść gdzieś, nie możesz pozostać pod gołem niebem. Burza nadciąga.
Rzeczywiście. Emilka nie lubiła burzy. Dręczyło ją sumienie.
— Powiedz mi — rzekła — jak ci się zdaje, czy Bóg zsyła burzę, ażeby mnie ukarać za nieposłuszeństwo?
— Nie — odrzekła Ilza szorstko. — O ile jest Bóg, nie zaprzątałby sobie głowy takiemi głupstwami.
— Powiedz, Ilzo, czy ty nie wierzysz w istnienie Boga?
— Nie wiem. Ojciec mówi, że Go niema. Ale w takim razie, jakby się mogło dziać wszystko na świecie? A dzieje się tyle! Czasami wierzę, że Bóg istnieje, a czasami zdaje mi się, że nie. Chodź ze mną do naszego domu. Tam niema nikogo. Byłam taka samotna, sprzykrzyło mi się, wyszłam trochę na drogę.
Ilza podniosła się i wyciągnęła swoją opaloną łapkę do Emilki. Wzięły się za ręce i pobiegły razem, na przełaj przez pastwiska Wysokiego Jana, do domu starego Burnleya. Wewnątrz stało dużo mebli, które ongi były niezawodnie piękne i kosztowne; ale panował tu okropny nieład, wszędzie leżały pokłady kurzu. Nic nie znajdowało się najwidoczniej na swojem miejscu, a ciotka Laura byłaby chyba krzyknęła z rozpaczy na widok kuchni. Ale do zabawy było to idealne miejsce. Nie potrzeba było uważać, żeby czegoś nie przewrócić, nie potłuc. Ilza i Emilka bawiły się wybornie w „chowanego”, biegając po całym do-

146