Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Burza nas ściga, panie kapitanie, a bałwany tłuką o boki okrętu — odparł stary marynarz.
— Trzeba ratować nieszczęśliwego.
— Proszę zważyć, że naraża się okręt na niebezpieczeństwo!
— Mniejsza o to, Asthor… trzeba uczynić wszystko, co w naszej mocy, by go wyratować. Chłopcy, ku brasom! Bądźcie gotowi do lawirowania!
Szaleństwem zaiste było lawirowanie wśród huraganu, bijącego zaciekle o burty „Nowej Georgji“. Fale mogły wedrzeć się do wnętrza, przewrócić i zgruchotać cały ładunek, znajdujący się na spodzie okrętu. Atoli kapitan Hill był człowiekiem wielkiego serca, który kochał swoich ludzi, przeto pomimo wszelkiego ryzyka pragnął ocalić nieszczęśliwego porucznika.
Dzięki silnej ręce starego sternika „Nowa Georgja“ wykonała obrót, wystawiając przez dłuższą chwilę bok prawy na uderzenia fal. Pod straszliwym naporem zwałów wodnych, gnanych przez wiatr w pędzie bezładnym ku wschodowi, chybotała się tak okropnie, iż niekiedy zachodziła obawa całkowitego przechylenia. W ostatniej jednak chwili, poderwawszy się nagle, wracała na tor przebyty przed chwilą, ostrym szpicem dzielnie stawiając czoło huraganowi, który teraz zaatakował ją od frontu.
Kapitan Hill i większa część załogi, skupiwszy się na przednim kasztelu, uporczywie wpatrywali