Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ponad klamburty, udaremniły śmiałkom to przedsięwzięcie; byli więc zmuszeni zejść na pokład, nie chcąc, by poniosła ich wichura i rzuciła w przestwór huczących bałwanów. Dwom tylko ludziom udało się po przebyciu tysiącznych niebezpieczeństw dotrzeć do krajcbramrei i zwinąć żagiel.
Natomiast fokżagiel, silnie wydęty przez wichurę, szamotał się tak bardzo, że zagrażał bezpieczeństwu okrętu i fokmasztu. Trzeba było koniecznie zwinąć go, a przynajmniej unieszkodliwić silnym ciosem noża.
Porucznik Collin, człek młody i w gorącej wodzie kąpany, a przytem lekceważący sobie wszelkie niebezpieczeństwa, widząc daremne wysiłki marynarzy, rzucił się ku przodowi okrętu i, uchwyciwszy silnie drabinkę, jął wdrapywać się wgórę. Po chwili zniknął w ciemności. W tejże chwili poruszył się z miejsca ktoś drugi; był to rozbitek.
Niedostrzeżony przez nikogo wśród głębokiej ciemności i uderzeń bałwanów, zmiatających bezustanku pokład okrętu i nie pozwalających matrosom zachować równowagi, uczepił się liny grotmasztu i z małpią zręcznością wspiął się oburącz wzwyż, a w chwilę później znalazł się jednocześnie z porucznikiem na fokrei.
— Ty tu, Billu? — spytał porucznik, widząc go wpobliżu.
— Tak jest, panie poruczniku — odpowiedział rozbitek z dziwnym akcentem w głosie. — Zrobiłem panu niespodziankę?
— Którędy tu wszedłeś?