Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy mają łódź?
— Widziałem na strądzie szczątki dość wielkiego czółna.
— A co robili ci ludzie?
— Zrąbali wielkie drzewo i żłobili je, by sporządzić z niego łódkę.
— Czy są uzbrojeni?
— Widziałem, że mają owe kije, które miotają ogień i wydają huk podobny do huku wulkanu.
— Czy mógłbyś doprowadzić nas do ich jaskini tak, by nas nie spostrzegli?
— Choćby i zaraz — odpowiedział Paowang. — Czy ci ludzie są twoimi krewnymi?
— Nie! To moi nieprzyjaciele.
— A więc ich zjemy — oznajmił groźny ludożerca.
— Zobaczymy — odpowiedział Collin.
— Niema teraz żadnej wątpliwości: to zesłańcy! — zawołał kapitan, gdy mu przetłumaczono tę rozmowę. — Ów człowiek ranny — to Bill, a reszta to jego towarzysze. Spytajcie krajowca, czy widział człowieka chudego i wysokiej postawy?
Collin zadał pytanie Paowangowi.
— Tak — odpowiedział krajowiec — widziałem człowieka chudego jak rak-złodziej; wydał mi się on wodzem tej zgrai.
— To Mac Bjorn — wyjaśnił kapitan — zastępca Billa. Nareszcie nadszedł dzień zapłaty. Asthor! z marynarzami i eskortą tubylców udasz się na strąd i zawieziesz tam armatkę, strzelby