Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przecież dać jeść, bo nieszczęściem nie wynaleziono dotąd sposobu, by żyć nie jedząc.
— Przyjdziecie raz? — krzyknęła ze złością! — Powinnam była już wyjść.
Rozdzieliła kluski na trzy małe porcye. Sama jeść nie chciała twierdząc, że nie jest głodna. Mimo, że Katarzyna wygotowała już raz wczorajsze fusy, zalała je ponownie gorącą wodą i wypiła chciwie dwie szklanki kawy, która wyglądała, jak czerwono żółta woda i była całkiem przeźroczysta. Zawsze to podtrzymać ją trochę powinno, mówiła do siebie.
— Słuchaj, — powtarzała Alzirze — Nie będziesz budziła dziadka, niech śpi! A uważaj na Stelkę, by sobie co nie zrobiła i nie krzyczała, gdy się zbudzi. W najgorszym razie weź kawałek cukru, rozpuść w wodzie i dawaj jej po łyżeczce. Wiem żeś rozumna i nie zjesz sama cukru.
— A szkoła mamo?
— Szkoła? Dość będzie czasu jutro iść do szkoły... potrzebuję cię w domu.
— A czy mam ugotować zupę? Może mama wróci późno...
— Zupę... zupę... Nie, czekaj aż wrócę.
Alzira przedwcześnie rozwinięta, jak wiele ułomnych dzieci umiała gotować zupę, ale nie nastawała, musiała się domyśleć wszystkiego.
Kolonia robotnicza już była teraz na nogach w gromadki dzieci szły do szkoły stukając głośno sabotami po bruku. Wybiła godzina ósma. Z mieszkania Levaquów dochodziła głośna rozmowa. Kobiety krzątały się koło gospodarstwa i garnków z kawą. Oparłszy dłonie na biodrach puściły w ruch języki, jak młyńskie koła trajkoczące. Twarz ziemista z rozpłaszczonym nosem i wydatnemi wargami pojawiła się w oknie. Ktoś zawołał:
— Nowina, nowina, chodź posłuchać!
— Nie, nie, potem — odparła Maheude — muszę wyjść z domu!
I obawiając, że ulegnie zaproszeniu na szklankę gorącej kawy wyszła popychając przed sobą Lenorę i Hen-