Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

upadłemi i nie wiedział na co sobie pozwolić można z mieszkającą u rodziców, uczciwą robotnicą.
— Musisz mieć już ze czternaście lat? — spytał połykając ostatni kęs chleba. Zdumiała się, rozgniewała niemal.
— Jakto, czternaście? Mam już przecież piętnaście! To prawda, nie wyrosłam bardzo... ale u nas dziewczęta dorastają późno.
Pytał ją dalej o różne rzeczy, a dziewczyna odpowiadała bez cynizmu, ale także bez zbytecznej wstydliwości. Była zresztą doskonale poinformowaną o wszystkiem, co się odnosiło do stosunków mężczyzny z kobietą, choć sama zachowała dziewiczość ciała i była dotąd dzieckiem nierozwiniętem dostatecznie płciowo skutkiem życia spędzonego w złem powietrzu przy ciężkiej pracy. Gdy wreszcie, chcąc ją wprowadzić w zakłopotanie rozpytywać począł o Mouquette, opowiadała mu spokojnym głosem śmiejąc się kilka historyjek, od których włosy mu stanęły na głowie. Ach Mouąuette! Dużo by można opowiedzieć jeszcze. A gdy Stefan spytał, czy sama Katarzyna niema dotąd kochanka, odparła śmiejąc się, że nie chce robić matce przykrości, ale pewnie niedługo przyjdzie do tego zresztą dzieje się tak zawsze. Mówiąc to kuliła się od chłodu w swem przemoczonem od potu ubraniu i miała minę potulną zrezygnowaną świadczącą, że gotowa przyjąć wszystko co ją spotka, zarówno kochanka jak los każdy.
— Łatwo o kochanka, gdy się tak zawsze razem żyje... prawda? — spytał Stefan.
— Rozumie się.
— A zresztą cóż to komu szkodzi... proboszczowi nie mówi się o tem.
— O, proboszcz! Cóż mnie obchodzi proboszcz... Gorszy Czarny Hajer.
— Co za Czarny Hajer?
— Stary górnik, który chodzi po całej kopalni i skręca karki rozpustnym dziewczętom.
Spojrzał na nią, sądząc, że kpi z niego.