Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Katarzyna stanęła drżąca i ścisnęła kurczowo dłoń Stefana.
— To ja, proszę się nie bać! — odparł. — Wychodzę trochę na dwór, odetchnąć świeżem powietrzem.
— Dobrze, dobrze...
Zasnęła na nowo. Katarzyna długo stała bez ruchu, a gdy wreszcie znaleźli się w izbie na dole wzięła kromkę chleba, która pozostała z bochenka ofiarowanego Maheudzie przez jedną damę. Przymknęli za sobą drzwi i poszli.
Souvarine stał ciągle jeszcze przed kopalnią u samych wrót gospody Rasseneura i od pół godziny patrzył na górników wlokących się w ciemnościach z tupotem nóg niby trzoda. Liczył ich jak rzeźnik liczy bydło zapędzane do jatki i był zdziwiony liczbą wracających do pracy. Mimo swego pesymizmu nie sądził, że tylu będzie tchórzów. Robotnicy płynęli bez przerwy, a Souvarine z zimną krwią i zaciśniętemi ustami patrzył na nich pałającym wzrokiem.
Nagle drgnął. Pośród idących, których twarzy nie widział, rozpoznał jednego po ruchach. Podszedł i zatrzymał go.
— Dokąd idziesz?
Stefan przeraził się i zamiast odpowiedzi wybąknął:
— A więc nie poszedłeś jeszcze?
Potem przyznał się, iż wraca do pracy. Przysiągł, że nie wróci, ale namyślił się. To za trudno czekać z założonymi rękami na coś, co przyjść może za jakieś sto lat. Zresztą ma powody osobiste.
Souvarine wysłuchał drżąc z wściekłości, a potem chwycił go za ramię, pchnął ku kolonii i krzyknął:
— Wracaj do domu! Chcę tego, rozumiesz?
Zbliżyła się Katarzyna, Souvarine poznał i ją także. Stefan tymczasem zaprotestował. Któż to ma prawo krytykować jego postępowanie? Oczy maszynisty przeniosły się z twarzy Stefana na twarz dziewczyny, wróciły znów... i nagle wykonał gest i cofnął się w tył. Gdy w sercu mężczyzny zagnieździ się kobieta... już po nim... może