Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W górnym poziomie szacht przechodził przez warstwy kruchego piaskowca, białej gliny i kredowatego, gąbczastego i wodą przesiąkłego marglu. W drugim poziomie wodnym, leżącym tuż ponad złożami węgla natrafiono na lotny, miałki jak mąka piasek, który lał się jak woda przez najdrobniejsze szczeliny. Była to tak zwana przez górników „kurzawka“ i na jej pokładzie rozlewała się toń na trzysta metrów głęboka pod powierzchnią ziemi ukrytego morza. Był to postrach kopalń północy, ocean niezbadany poruszany do głębi burzami i kataklizmami, a choć ściany szalowań beczkowych wytrzymywały wielkie ciśnienie, ciągle bano się ruchu terenów przyległych, wstrząsanych zapadaniami się starych, opuszczonych chodników. Przy takich bowiem okazyach, skały pękały, a tworzące się szczeliny, wydłużały się dochodząc, aż do ścian szachtu poniżej beczkowania. Ciągle wobec tego istniało niebezpieczeństwo równocześnie zapadnięcia się i zalania kopalni, groza lawiny kurzawki i wewnętrznego potopu.
Souvarine usiadł w wyciętym otworze jak na koniu i rękami obmacawszy ściany skonstatował, że klepki beczkowania wypchnięte zostały z obręczy ciśnieniem i wygięły się do wewnątrz. Wiele z nich wyszło już z oprawy, a szparami, poprzez zalane smołą uszczelnienia, tryskały fontanny wody. Cieśle mający mało czasu poprzestali na przyśrubowaniu biegących dokoła obręczy, które trzymać miały klepki, ale i tę pracę wykonali tak niedbale, że nie wszędzie nawet powkręcali śruby. Prócz tego ściany drżały od gwałtownego ruchu kurzawki miotanej falami wzburzonego morza.
Dłutem Souvarine odkręcił nieliczne śruby trzymające obręcze, tak że pierwsze uderzenie klatki musiało je strącić w głąb. Była to czynność niebezpieczna. Za każdym ruchem narażał się na upadek w głębokość dwustu blisko metrów. Pracując trzymać się musiał jedną ręką dębowych poprzecznie i bierwion rusztowania, wzdłuż którego suwały się klatki. Siadał na poprzecznicach posuwając się od ściany do ściany, obracał się sparty często jeno na łokciu lub kolanie i wisząc ponad otchłanią