Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dwa już razy miałem się rzucić ku niej przez tłum, by razem z nią umrzyć. Ale to byłoby bezrozumne! Jeden człowiek mniej, to jeden bojownik mniej. Rozumiałem, że mówi oczyma: Nie!...gdy spojrzenia nasię spotykały.
Zakaszlał znowu.
— Byłem i tam... przy egzekucyi. Deszcz padał, a kat stracił głowę. Dwadzieścia minut wieszał czworo innych. Urwał się z czwartym sznurek. Anuszka stała i czekała. Nie mogła mnie zrazu dostrzedz w tłumie. Wstąpiłem na kamień, ujrzała mnie i odtąd oczy nasze się nie rozłączyły. Patrzyła na mnie po śmierci jeszcze... Zdjąłem kapelusz i odszedłem.
Znowu zapanowało milczenie. Biały pas kanału ciągnął się w nieskończoność, mężczyźni bez szelestu kroczyli po trawie zatopieni znowu w swe myśli. Zdawało się, że w dali srebrna igła wody przeszywa horyzont.
— To była nasza kara! — rzekł silnym głosem Souvarine. — Zasłużyliśmy na karę, gdyż kochaliśmy się... Tak, tak... dobrze, że umarła... Z krwi jej zrodzą się mściciele, a ja nie mam już podłości na sercu... Ach, nic!... Rodziców, kobiety, przyjaciela! Nic... od czego ręka by mi zadrżała w dniu, kiedy przyjdzie poświęcić życie innych, lub własne!
Stefan stanął. Drżał z chłodu nocnego. Nie odparł na słowa Souvarina, rzekł tylko:
— Odeszliśmy daleko, możeby zawrócić?
Zawrócili ku Voreux, a Stefan po chwili spytał:
— Czytałeś nowe afisze?
Mówił o afiszach, które Kompania dziś rozlepiła. Ton ich był przyjaźniejszy, treść zrozumialsza. Obiecywano przyjąć książki robotników, którzyby jutro stawili się do pracy. Nawet najbardziej skompromitowanym obiecywano przebaczenie.
— Czytałem je! — odparł maszynista.
— Więc cóż myślisz?
— Myślę, że już koniec... trzoda zjedzie w głąb. Jesteście wszyscy nikczemni tchórze!