Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, tak, zgładźmy kanalię! — krzyknął Chaval, rad że może zemścić się teraz. — Czekaj teraz na ciebie kolej! Zdasz sprawę gałganie! Masz!
Cisnął cegłą w Stefana. Powstał wrzask dziki, wszyscy porywali cegły, by go zabić — jak chcieli zabić żołnierzy. Oszołomiony nie uciekał, ale usiłował stawić im czoło i opamiętać słowami. Z ust jego popłynęły tesame frazesy, które niedawno jeszcze oklaskiwali, tesame magiczne hasła, przez które władał niemi. Daremnie. Odpowiadały mu pociski, potęga jego znikła. Trafiony w ramię począł się cofać, myśląc jak ujść śmierci, gdy naraz ujrzał iż stoi pod murem gospody Rasseneura.
Od chwili już patrzył szynkarz przez szklane drzwi.
— Wejdź! — powiedział poprostu, otwierając.
Stefan zawahał się. Tu szukać przytułku nie chciał.
— Wejdźże, a ja przemówię do nich — powtórzył Rasseneur.
Wszedł zdesperowany i skrył się w głębi izby, a szynkarz zasłoniwszy drzwi szerokiemi barami począł przemowę:
— Słuchajcieno moi drodzy, miejcie rozum! Wiecie sami, że was nigdy nie łudziłem. Zawsze byłem za spokojnem, rozważnem traktowaniem sprawy i gdybyście byli mnie słuchali, nie byłoby do tego doszło.
Przestępując z nogi na nogę mówił długo, wymownie z łatwością, a słowa płynęły mu z ust jak ciepła woda, w miłe półuspienie wprawiając słuchaczy. Dawne znaczenie odzyskał teraz w jednej chwili z taką łatwością, jakgdyby nigdy nie został wygwizdany i nazwany tchórzem. Podniosły się okrzyki uznania:
— Doskonale!
— Lepiej było gdy on stał na czele!
— Tak, słusznie!
Zagrzmiały oklaski.
Stefanowi serce zalewała gorycz. Wspomniał sobie słowa Rasseneura wypowiedziane w lesie, kiedyto groził mu niewdzięcznością pospólstwa. Cóż za bezmyślność i brutalność! Co za bestyalskie zapominanie usług jakie