Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdumiał się słysząc śmiech Alziry. W ciemności dostrzegł jeno sylwetkę Bonnemorta. Ta wesołość chorego dziecka przejęła go dreszczem. To strach, więc dzieci z tego powodu mrzeć też musiały? Drżącym głosem rzekł tedy:
— Widzisz sam... tak dalej iść nie może... musimy kapitulować!
Maheude siedząca dotąd cicho poi wała się z siedzenia i poczęła krzyczeć, jakby była mężczyzną:
— Co? To... ty to mówisz? A do stu tysięcy djabłów!....
Chciał przytoczyć powody, ale nie dała mu mówić.
— Nie powtarzaj tego... albo, mimo że jestem kobietą... dam ci w twarz! Przez dwa miesiące głodowaliśmy, wysprzedałam wszystko, dzieci mi się pochorowały... i to wszystko miałoby być daremne? Niesprawiedliwość i wyzysk miałyby się rozpocząć na nowo? Gdy pomyślę o tem krew we mnie kipi. Nie! Nie! Raczej podpalę dom i wyzabijam wszystkich niż bym się miała poddać!
Dzikim gestem wskazała na męża:
— Słuchaj, gdyby mąż mój zgodził się wrócić do pracy, stanęłabym na środku drogi, wobec wszystkich napluła mu w twarz i powiedziała, że jest nikczemnikiem!
Stefan nie widział Maheudy w ciemności, ale bił od niej taki żar, jak od zwierzęcia dzikiego gotowego szarpać. Cofnął się tedy zdumiony wściekłością, którą wywołał. Nie mógł poznać dawnej Maheudy wyrzucającej mu jego gwałtowność, nie życzącej nikomu śmierci. Teraz nie słuchała rozsądnych wyjaśnień i dowodów i chciała wszystkich dokoła mordować. Teraz nie on, ale ona politykowała, chciała zmieść z powierzchni ziemi burżuazyę, chciała republiki i gilotyny, by świat oczyścić z bogaczy tuczących się krawą pracą nędzarzy.
— Tak... — wołała — rozdzierałabym ich własnemi rękami! Dość nędzy, dość cierpień, na nas teraz kolej... wszak sam to mi mówiłeś! Gdy pomyślę o wszystkich minionych pokoleniach naszej rodziny, które żyły w nędzy z ich łaski i moich dzieciach i wnukach, które dręczyć