Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

któryś drwiąco spojrzał z okna na „czerwone pludry“. Ponury spokój, bierny opór i nienawiść do przemocy pokrywała obłudna uległość podobna do karności dzikich zwierząt nie spuszczających z oczów pogromcy, gotowych rzucić się nań gdy się jeno obróci plecami. Kompania, której groziła ruina puściła wieść, że sprowadzi robotników z Belgii. Ale uczynić tego nie śmiała i dalej trwała walka. Robotnicy siedzieli cicho w domach, a opustoszałych kopalń strzegło wojsko.
Pozorny ten spokój nastał nagle, zaraz nazajutrz po strasznem zajściu z Maigratem, a dyrektor tak był przerażony, że nie odważył się ni słówkiem wspomnieć o wyrządzonych szkodach. Śledztwo wykazało, że Maigrat zginął spadłszy z dachu, okaleczenie zaś zwłok pozostało nie wyjaśnione. Krążyły o tem jeno legendy. Podobnie jak Kompania o szkodach i Gregoirowie nie pisnęli ni słowa o napaści na Cecylkę, nie chcąc córki zaplątywać w długi, skandaliczny proces. Przyaresztowano jednak kilku ludzi, niemal niewinnych, głupców, którzy sami wpadli żołnierzom w ręce. Ale nie mogli dać żadnych zeznań. Przez pomyłkę aresztowano Pierrona i w kajdanach na rękach i nogach wędrował do Marchiennes. Puszczono go, ale górnicy naśmiali się z niego do syta. Omal nie spotkało to i Rasseneura, ale w końcu dyrekcya poprzestała na sporządzeniu listy mających być wydalonymi. Było ich sporo. Stracił miejsce Maheu, Levaque i trzydziestu czterech innych z ich kolonii. Najsurowsza kara spaść miała na Stefana, ale znikł, jakby się zapadł w ziemię i dotąd nie odkryto jego śladu. Chaval go zdenuncyował, ale na prośby Katarzyny, chcącej ratować rodziców, nie wydał innych. Dni mijały, wszyscy czuli, że na tem nie koniec i czekano z niepokojem co dalej nastąpi.
Mieszczanie Montsou co nocy zrywali się po kilka razy z pościeli, zdawało im się bowiem, że dzwony biją na alarm i dławi ich dym prochu. Największym strachem przejął ich następca proboszcza Joire, chudy, płomienooki ksiądz Ranvier. Niczem nie przypominał uśmiechnionego zawsze, dyskretnego księdza Joire, który żył z wszystkiemi