Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

widok piekącego się bażanta, wybuchły przekleństwami. A przekleństwom towarzyszył bezustanny okrzyk:
— Chleba! Chleba! Chleba!
— Ot głupcy! — powtórzył pan Hennebeau. — Czyż ja jestem szczęśliwy?
I ogarnął go gniew na tych ludzi nie znających jego cierpień. Chętnie podarowałby im swe wielkie dochody, gdyby mógł raz począć życie jakie wiedli. Chętnie by posadził ich u stołu przy bażancie, a sam poszedł szukać miłosnych przygód z jakąś przesuwaczką, któraby się mu cała oddała niepodzielnie. Dałby wszystko, za życie wedle instynktu, wolne od tej męki, wyrzekłby się dla niego wykształcenia, wychowania, wszystkiego. Ot i teraz, zamiast męczyć się będąc którymś z nich, dałby poprostu żonie w twarz i poszedł do sąsiadki na noc. Chętnie zgodziłby się na głód. Zawrót głowy spowodowany żołądka pustką zgłuszył by ból serca. Ach tak żyć jak bydlę, nie mieć nic, snuć się po polach... wszystko, byle, nie cierpieć!
— Chleba! Chleba! Chleba! — zawrzało znowu.
Rozłościł się i krzyknął.
— Chleba? Czyż to wystarczy, głupcy?
On, wszak miał dość chleba, a upadł pod ciężarem życia. Na myśl o pustce, która go otaczała w tem pięknym, zasobnym, pełnym ludzi domu ściskało mu się serce. I cóż z tego, że miał co jeść? Cóż za głupcem jest ten, który sądzi, że dostatek może dać szczęście. O, ci rewolucyoniści chcący zniszczyć świat stary, by w nowym każdemu wetknąć w rękę kromkę chleba z masłem, choćby postawili na swojem, nie będą wstanie usunąć ni jednego cierpienia, ni jednego rozetlić promienia radości w sercu zbolałem. O nie w rozszerzeniu życia i jego namiętności leży szczęście, ale w wyrzeczeniu się ich. Najlepiej byłoby nie istnieć, lub istnieć jak drzewo, jak kamień, ziarnko piasku, które deptane stopą przechodnia nie spłynie krwią.
Poczucie nieuleczalności jego bólu napełniło oczy jego łzami. Mrok zapadła, równocześnie po ścianach i okiennicach poczęły bębnić kamienie. Bez gniewu już te-