Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podrzucał będzie w górę ściętemi ich głowami, grzęznąc w błocie rozbitych kas. Kobiety tak będą wyły, mężczyźni tak błyskać zębami będą i pędzić w łachmanach z gromowym łaskotem nóg. Dzika horda zatrutym oddechem świat zamieni w grób. Nie zostanie kamień na kamieniu z tego co było. Pożary obejmą świat, a ludzkość zamieszka w lasach i na pogrzeliskach miast obróconych w perzynę. W ciągu jednej nocy nędzarze wypiją wino i zgwałcą córki i żony posiadających. Nic nie zostanie, ani grosz zarobiony, ani tytuł pracą zdobyty... wszystko runie... a z popiołów, niby feniks, powstanie świat nowy.
Krzyk straszny zgłuszył słowa Marsylianki.
— Chleba! Chleba! Chleba!
Łucya i Janka przypadły do mdlejącej niemal pani Hennebeau, a Negrel stanął przed niemi zasłaniając je swem ciałem. Czyż, myślał, dziś już w gruzy się ma rozlecić społeczeństwo? Tłum przebiegł mimo i pojedyńczo tylko biegli opóźnieni, a wśród nich Mouquette. Pozostała w tyle wypatrując skrytych za firankami mieszczuchów. Gdy tylko którego ujrzała, nie mogąc mu plunąć w twarz, podkasywała się i raczyła ich tem, co uważała za szczyt pogardy. Niewątpliwie dotrzegła przez szpary skrytych w stodole, gdyż nagle podniosła spódnicę wraz koszulą obróciła się na pięcie i ukazała im swój olbrzymi, oświetlony krwawo promieniami słońca, nagi tyłek.
Gest był tak straszliwy, tak dziki, że nikomu na myśl nie przyszła nieprzyzwoitość tego postępku.
Tłum znikł na drodze do Montsou obsiędzionej gęsto przez małe domki pomalowane jaskrawo. Powóz wyjechał znowu na drogę, ale furman wyraził przekonanie, że póki strejkujący są panami drogi do Montsou, pani i panienki nie mogą jechać bez narażenia na szwank swego życia. A jak na złość nie było innej drogi.
— Musimy przecież wrócić do domu, obiad czeka nas, — rzekła pani Hennebeau drżąc jeszcze ze strachu. — Ci oberwańcy wybrali sobie właśnie dzień w którym mam gości. I takiej hołocie ma się świadczyć dobrodziejstwa?