Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Klaskano mu z zapałem, większym może jeszcze jak Stefanowi. Mówcy jeden po drugim wyskakiwali na pniak wymachiwali rękami i wśród krzyków czynili niesłychane propozycye, stawiali okropne wnioski. Fanatyzm religijny, niecierpliwy wybuchł całą siłą. Byli to już opętańcy, sekciarze spodziewający się cudów i chcący je wywołać. Głowy ogarnęła gorączka głodowa, przed oczyma wszystkich majaczyła krew i ogień, z których miała wyjść wolność i szczęście ludzkości. Urywane okrzyki ginęły w cichym poważnym lesie, którego drzewa głuche na krzyki szalejących u ich stóp nieszczęśników rozpościerały w powietrzu nieruchomo swe korony, czarno rysujące się na jasnem niebie.
Począł się ścisk, potrącanie, wszyscy potracili głowy. Maheude potakiwała teraz Levaquowi, który zakasował wszystkich domagając się głów inżynierów. Pierron znikł gdzieś, Bonnemort i Mouque gadali obaj razem, pletli coś w kółko czego nikt nie rozumiał. Zacharyasz i Mouquet mieli jak zawsze wybryki w głowie, domagali się przeto niszczenia kościołów i by zwiększyć zgiełk tłukli maczuczami o kamienie leżące tu i owdzie. Kobiety zwłaszcza były podniecone. Pani Levaque podparłszy się pod boki beształa Filomenę oskarżając ją o to, że się śmiała.
Mouquette proponowała kopanie żandarmów w tę część ciała, na której się zazwyczaj siedzi, a Brule biła po twarzy ciągniętą za sobą Lidyę, za to, że nie tylko nie nazbierała sałaty, ale zgubiła gdzieś koszyk. Wybiwszy należycie poczęła rozdawać policzki nieobecnym wrogom machając rękami w powietrzu. Jeanlin zdrętwiał usłyszawszy od jakiegoś chłopca, iż pani Rasseneur widziała ich gdy kradli Pologne.
Ale przyszedł niedługo do siebie, umyśliwszy puścić królicę pod drzwiami gospody „pod Nadzieją“. Uspokojony tem postanowieniem począł wrzeszczeć na całe gardło i błyskać pod światło księżyca ostrzem swego nożyka.
— Towarzysze! Towarzysze! — wołał Stefan wyczerpany i zachrypły. Chciał uciszyć tłum, by dojść do konkluzyi.