Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Śmierć zdrajcy!
Rasseneur tłumaczył mimo wszystko dalej, że kopalnie nie mogą stać się własnością robotników jak naprzykład warsztat tkacki własnością tkacza i oświadczył, że wołałby, by górnik partycypował w zyskach i w ten sposób niejako stał się członkiem rodziny przedsiębiorcy.
— Śmierć zdrajcy! powtórzyło tysiąc głosów i koło głowy nieszczęśliwego szynkarza poczęły świstać kamienie.
Zbladł i rospacz wycisnęła mu łzy z oczu. Istnienie jego, wpływ znikły. Po dwudziestu latach pracy w celach egoistycznych wprawdzie, dla własnej sławy, ale zarazem dla dobra kolegów, legł pokonany niewdzięcznością tłumu. Zlazł z pniaka nie mając siły mówić dalej i syknął tryumfującemu Stefanowi.
— Śmiejesz się? Życzę ci, by i ciebie to spotkało. A spotka, bądź tego pewny!
Odpowiedzialność za wszystko coby nastąpiło odsusuwając od siebie, uczynił wymowny gest i poszedł do do domu przez pola oblane jasnem światłem księżyca.
Rozległ się okrzyk pogardy, ale nagle wszyscy ucichli w zdumieniu, gdyż na pniak wylazł stary Bonnemort. Dotychczas siedział obok przyjaciela jak zawsze zadumany nad przeszłością. Widocznie dostał ataku wielomowności jednego z owych ataków, podczas których dawne wspomnienia wydobywały się z dna jego duszy, jak lawa pozornie wygasłego wulkanu i godzinami całymi płynęły z ust jego niepowstrzymanym biegiem. Nastało grobowe milczenie. Słuchano tego starca w promieniach księżyca bladego jak widziadło, opowiadającego historye nie stojące w bezpośrednim związku z tem o co dziś szło. Bonnemort opowiadał długie historye, których nikt nie rozumiał i to zwiększało jeszcze większe wrażenie. Opowiadał o swej młodości o śmierci obu zasypanych w Voreux stryjów, o zapaleniu płuc, które zabrało mu żonę. Ale nie odbiegał od przewodniej myśli. Nie było dobrze, nie będzie dobrze. Raz zebrali się też w lesie jak teraz, było ich pięciuset, opanowali przeciw temu, że król nie chciał zni-