Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biety stały w grupach poważne, ciche jak w kościele. Maheude na wyrzucane półgłosem przekleństwa pani Levaque odpowiadała jeno kiwaniem głową. Filomena kaszlała, bo wraz z zimą nastąpiło pogorszenie w jej zdrowiu. Tylko Mouquette z rozradowaną miną przysłuchiwała się klątwom starej Brulé miotanym na córkę, wyrodną gadzinę, która wysłała z domu matkę, by sama mogła pożreć pieczeń z królika, nędznicę zaprzedaną panom, tuczącą się łajdacką podłością męża. Na jeden z sągów wydrapali się Jeanlin, Lidya i Bebert i królowali ponad głowami wszystkich.
Spór począł Rasseneur żądaniem, by wybrano prezydyum zgromadzenia. Rozwścieklony porażką w Bon Joyeux poprzysiągł sobie, że teraz odniesie zwycięstwo i odzyska wpływ stracony, przemawiając nie do delegatów już, ale do ogółu górników. Stefan oburzył się. Myśl formalizowania się tu w lesie wydała mu się głupią. Trzeba działać rewolucyjnie, mniemał, gdy prześladują ich jak dzikie zwierzęta.
Widząc, że spór trwał będzie bez końca postanowił odrazu owładnąć tłumem i wskoczywszy na pień zawołał:
Koledzy! Koledzy!
Gwar przycichł, a podczas gdy Maheu uspakajał Rasseneura Stefan mówił donośnym głosem:
Koledzy! Wobec tego, że nam nie pozwalają mówić gdzieindziej, wysyłając żandarmów, zebraliśmy się tutaj w lesie, by się porozumieć. Tu chyba możemy czuć się wolni i bezpieczni od najścia i nikt nas tu nie może zmusić do milczenia jak zmusić do tego nie może ptaków i innych zwierząt leśnych.
Odpowiedziały mu oklaski, krzyki i wołania:
— Tak, tak, las jest wolny, tu nikt nam zabronić nie może... mów!
Stefan chwilę stał na pniu w milczeniu. Księżyc ciągle jeszcze oświecał jeno wyższe gałęzie drzew, tłum tonął w cieniu. Uspakajał się powoli. I postać samego Stefana rysowała się jeno czarną sylwetką na niebie.