Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Opuściliśmy kopalnie i nie zjedziemy pierwej, aż Kompania przyjmie nasze warunki. Kompania chce zniżyć płacę za wózek, i płacić osobno za robotę ciesielską, my zaś chcemy, by zostało przy dawnem, z tem jednak, by nam podniesiono płacę o pięć centimów od wózka. Teraz na panów kolej pokazać, czy stoicie po stronie sprawiedliwości i robotników, czy nie.
Pośród górników podniosły się głosy.
— Tak, tak! Powiedział to, czego domagamy się wszyscy. Niczego niemożliwego nie żądamy.
Niektórzy kiwali bez słowa głowami na znak solidarności.
Znikł im z przed oczu zbytkownie umeblowany salon, nie widzieli ni starej ni nowej tandety, haftów, ni złota ni dywana wschodniego, który miażdżyli ciężkiem obuwiem.
— Dajcież mi przyjść do słowa! — zawołał wreszcie rozgniewany dyrektor. — Przedewszystkiem nie jest prawdą, jakoby Kompania chowała do kieszeni różnicę dwu centimów... to łatwo policzyć...
Rozpoczęła się chaotyczna dysputa. Dyrektor, by wywołać rozdwojenie wśród górników wywołał naprzód Pierrona kryjącego się po kątach, ale górnik dygotał, natomiast wydzierał się na czoło Levaque, perorował i mącił sprawę wygadując niestworzone rzeczy. Gwar zmieszanych głosów głuszyły firanki i upalne ciężkie powietrze salonu.
— Nigdy się nie porozumiemy, gdy będziecie mówili wszyscy naraz! — zawołał ze złością dyrektor.
Zapanował już nad podnieceniem. Był teraz znowu grzecznym, chłodnym urzędnikiem, który otrzymał instrukcyę i potrafi wymusić poszanowanie dla niej. Od pierwszej chwili nie spuścił oczu ze Stefana i starał się wszelkimi sposobami skłonić go do przemówienia. W tym celu porzucił spór o dwa centimy i nadał rozmowie zwrot ogólniejszy.
— Przyznajcie jedno moi drodzy. Słuchacie złych podszeptów wichrzycieli. Zaraza jakaś powiała wśród robotników i ogarnęła nawet najlepszych. O, nie potrzebuję nawet, byście się przyznawali. Odmieniło coś was, do nie-