Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paweł dość chłodno powitał Gregoirów i Cecylkę i dopiero gdy ciotka spojrzała nań wymownie wskazując oczyma dziewczynę, zbliżył się do niej. Za chwilę rozmawiali i śmiali się, a oczy pani Hennebeau spoczywały na nich z wyrazem macierzyńskiej czułości.
Tymczasem wśród ogólnej rozmowy kończył dyrektor przeglądanie depesz i pisanie odpowiedzi, a pani Hennebeau tłumaczyła gościom, że gabinet ten nie posiada nowego urządzenia, gdyż jej się wziąć do tego nie chciało. W istocie obicia były stare, wyblakłe, meble zużyte staromodne mahoniowe i obrazy przyciemniałe.
Siedziano tu około trzech kwadransów gdy kamerdyner zaanonsował pana Deneulin.
— A, jesteście? — rzekł ujrzawszy Gregoirów. Potem żywo zwrócił się do dyrektora.
— Więc do tego doszło? Właśnie dowiedziałem się od mego inżyniera. U mnie dzisiaj robota nie stanęła, ale bezrobocie rozszerzyć się może łatwo... to mnie nie uspokaja. No i cóż słychać u was?
Przyjechał konno, a podniecenie jego zdradzało się w zbyt głośnej mowie i ruchach przypominających bardziej jak zazwyczaj wysłużonego oficera konnicy.
Pan Hennebeau począł mu opowiadać co się dzieje, ale Hipolit otworzył drzwi do jadalni. Przerwał przeto i rzekł:
— Proszę, siądź pan z nami do stołu. Opowiem resztę przy deserze.
— I owszem jeśli pan łaskaw — odparł Deneulin tak zajęty, że zapomniał o ceregielach.
Przypomniał sobie zaraz swój nietakt i zwrócił się do pani domu z przeproszeniem. Była dziś nader łaskawa. Położono siódme nakrycie i wskazano gościom miejsca. Pani Hennebeau rzekła z uśmiechem, gdy po zupie poczęto roznosić przystawki.
— Wybaczcie moi państwo, chciałam wam dzisiaj zastawić ostrygi, bo właśnie w poniedziałki przywożą do Marchiennes świeże z Ostendy, umyśliłam więc posłać powozem kucharkę... Ale bała się, że ją obrzucą kamieniami.