Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lekarstwo się znajdzie. Zakupimy msze. Tego tylko żądać może Aulari. Msze ją uspokoją i opuści cię. Bądź spokojny, od jutra proboszcz Colomer rozpocznie nowennę.
Ale nowenna proboszcza nie uleczyła Galderyka, choć ani on, ani ojciec, nie zaniedbali udać się każdego ranka do kościoła w odświętnych szatach by uhonorować nieboszczkę. Dnia ostatniego z porady proboszcza Galderyk się wyspowiadał i wykomunikował. Sakramenty miały wzmocnić skuteczność modłów.
I to nie pomogło. Ale Bernadach nie dał za wygraną. Tam, gdzie nie udało się księdzu, może pomódz czarownik. Udano się do Cabirana. Przyszedł do Jeantine i przez cały dzień oddawał się czarnoksięzkim praktykom.
Przedewszystkiem dał wypić choremu miksturę, przez siebie samego sporządzoną z ziół przyniesionych z gór. Kazał mu dalej uklęknąć i powtarzać formułę exorcyzmu, jego zdaniem niezawodną. Urok nie ustępował. Było jeszcze gorzej po, jak przed konsultacyą. Strach niby choroba zaraźliwa udzielił się w końcu staremu i służącej. Wszyscy teraz nie mogli sypiać, wydawało im się, że widzą i słyszą coś podejrzanego. Cały dom opętany... doprawdy!
Spędzali nocy w ogrodzie, opędzając się widmom. Gdy strach przerastał ich siły, zapalali po-