Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze z całej bandy. Np. Gatounes! Doprawdy trudno nie oburzać się, że przyjęto tego wyrzuconego z posady strażnika składu soli, schwytanego na gorącym uczynku kradzieży, wspólnika złodziei! Zaprawdę ten »brat« nie czynił rodzinie wielkiego zaszczytu. Nauczyciel poskarżył się na to Ramonowi, który zrzuciwszy maskę, natychmiast złączył się z przyjaciółmi z Katlaru.
Ale on śmiał się ze skrupułów Sabardeilha. Czyż bierze stowarzyszenie za bractwo?
— Gdy idzie o to, by się bić, nikt nie pyta ludzi o czyste ręce. Gatounes bić się będzie, za to ręczę, a jeśli będzie się musiało popełnić w dobrej sprawie coś... brzydkiego, Gatounes się tego podejmie. Gatounes jest właśnie człowiekiem jakiego nam potrzeba.
Tymczasem p. Malfré nakazał milczenie.
— Moi przyjaciele — rzekł, zniżając głos donośny, którego dźwięk powtarzały echa skalne — moi drodzy przyjaciele, mam wam oznajmić rzeczy ważne. Listy, jakie otrzymałem z Paryża, informują nas, że Prezydent, ta gadzina, Bonaparte, korzystając z chwilowego urlopu Izby, przygotowuje zamach stanu. Kupuje za gotówkę sumienia, układa się ze zdrajcami. Maupas naczelnik policyi, Saint Arnaud minister wojny, Magnan szef armii paryskiej, czekają tylko hasła od swego mistrza, by zdławić stolicę. Za kilka dni, jutro może, krew popłynie. Na szczęście prowincya czuwa, Russilon stoi pod bro-