Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy z całej mocy, z całej rozpaczy, zawył tak straszliwie, że naokói rozległo się echo tego psiego płaczuł usłyszeli mieszkańcy.
Ktoś biegł, ktoś nawoływał, ktoś drzwi z klucza otwierał... A więc nie zginie pan jego najdroższy!..
Dwie postacie w kapturkach zakonnych, z żerdziami i motyką w ręku, podbiegają do psa, pytają, znać, że przywykli do podobnych odwiedzin i próśb takich o ratunek.
— Widocznie panu jego zdarzyło się jakieś nieszczęście, zasypała go pewnie lawina, patrzcie, bracie, jak on wskazuje w tę stronę, gdzie wczoraj zasypało na całe metry...
Bracie Antoni i wy Tomaszu, a szybko.
Niech jeden z was weźmie wzmacniającego napoju i lekarstwa, może jeszcze wyratujemy.
Byli to zakonnicy, którzy zamieszkali w górach, aby ratowyć, zabłąkanych lub zasypanych śniegiem podróżnych
Wiernuś doprowądził do miejsca, w