Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXIX

Myślę o tobie! — myśl cię oplotem osłoni,
Jako drzewo wyniosłe winna łoza dzika
Stroi, aż w bujnem liściu pień potężny znika,
Nie prześwita z bogactwa szmaragdowej toni.

Przecież, o moja palmo, nie mówmy już o niej!
Tyś droższy, lepszy stokroć, od myśli promyka,
I bawić się nim nie chcę! Skoro się umyka
Postał oczom zbyt długo, wróć mi; z dumnej skroni,

Jako palmie przystało, z szumem strząśnij ścianę
Czepnej zieleni, którą natrętnie cię zdobię.
Niech ciężko spadną więzy — pęknięte, stargane!

W radości mej najgłębszej, w odzyskania dobie,
Nowem dyszę powietrzem, gdy w cieniu twym stanę,
I, żeś zbyt blisko — myśleć nie mogę o tobie.