Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wtłoczyło się czterech młodych parobków. Dziewczyna, polano zapalone w ręku trzymająca, na inną zawołała:
— Ulana, lej wodę! Kiedy Boga kochasz, lej!
Ogromna, ospowata Ulana wiadro ku ziemi przychyliła; woda szeroką strugą rozlała się po podłodze z gliny ubitej. Ale dla napastników nie było to żadną przeszkodą. Ze stukiem zydel przewrócili, i jeden z nich z rąk uciekającej dziewczyny wydzierał płonące polano.
— Aj! ludzie! — krzyczała; — ratujcie ludzie!
— A będziesz mówiła: lej! a będziesz do złego namawiała?
W mgnieniu oka, do pierwszej z brzegu kądzieli płomień przytknął. Len prysnął iskrami, prząśnica jak zapalona świeca zajaśniała. Wielka Ulana wybuchnęła głośnym płaczem. Płonący len do niej należał.
— Oj, żeby was Pan Bóg za moję szkodę pokarał! żeby wy...
— A będziesz lać wodę? A będziesz wodę pod nogi lać ludziom? — z płaczącą draźnili się chłopcy.
Bednarz i Aleksy w parę sekund ogień w prząśnicy rękami zgasili; Krystyna pocieszała skrzywdzoną, po nową kądziel dla niej do bo-