Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

kładł mi na oczy przepaskę ślepoty! Ślepy byłem. Z litością lub gniewem patrzałem na tych, którzy prawili mi o płochości i zdradach niewieścich. „A Turia moja!” tryumfująco wołałem w duszy. Lecz teraz wiem już, że prawdziwém jest przysłowie przodków naszych: „Przysięgi kobiet ryte są na skrzydle wiatru i na fali wodnéj.” Wiatr ulatuje, fala przepływa i pozostaje po nich — pustka i błoto!
Ciemne uniesienie oblewało rumieńcem blade jego czoło, a z ust i oczu lała się wzgarda, pod któréj dotknięciem Turia wić się zdawała z bólu. Śliczne, wpółnagie ramię jéj otoczyło kolumnę, kolana gięły się pod nią i z twarzą odwróconą, z czołem do marmuru przyciśniętém, przerywanym głosem zawołała:
— O Wespilionie! jak możesz myśléć tak!... czyżbym ja mogła... nie...
Potém ciszéj dodała:
— Chcę, Wespilionie, odzyskać wolność... aby zostać żoną Labeona!...
Tym razem jakby piorun w Wespiliona ugodził. Pochylił się naprzód i z osłupiałemi oczyma długo pozostawał w nieruchomości zmartwiałéj i nieméj.
— Labeona! — zwolna potém powtórzył — najlepszego przyjaciela mego... Więc zapewne oddawna już umówiliście, pomiędzy sobą szczęśliwe te zaślubiny... Przed rokiem owdowiał... a tyś mnie