Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

jak kielich lilii, wlepiała w niego wzrok pełen skromnéj i smętnéj zadumy. Ponieważ złotem i błyszczącemi klejnoty przystroić się nie mogła i czoło niewinne i szyję łabędzią osypała perłami, a było jéj w nich pięknie, jak lilii w kroplach rosy. Za lektykami cesarskiéj rodziny i najbliższych krewnych zmarłéj, sunęło wszystko, co tylko w Rzymie dostojném, bogatém i świetném było, a w końcu orszaku tego dopiéro edylowie, liktorowie i „designatorzy,” ładu w tłumach i bezpieczeństwa ich dozorujący, dech w piersi i siłę w ramionach tracili, zadanie swe pełniąc. Tłuszcze ludzi wszech stanów, klientów i sług wielkich domów, handlarzy, rzemieślników, żołnierzy, cudzoziemców, niewolników nawet, cisnęły się, deptały i dławiły wzajem, unoszone żądzą spojrzenia choć zdala na świetne czoło orszaku. Togi ciemne i białe, starannie udrapowane lub mocno zszarzane, tuniki, różnobarwne głowy w kapeluszach okrągłych, albo kryjące się od słońca pod parasolami, albo odkryte całkiem, łyse lub łysinę zasłaniające malowaniem naśladującém włosy, — twarze utuczone w grubym dobrobycie, albo skłopotane chęcią zwrócenia na siebie uwagi, albo wychudłe i chore od nędz stolicy, albo jeszcze rozpalone ciekawością czy gniewem, — mięszały się tu z sobą w mozaikę nierozwikłaną i falę gwałtowną, nietylko zalegającą przebywane ulice i place, ale