Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   229   —

tego, że, przez Tesalczyków trzód pozbawieni, mizernemi trawami żyć muszą... I jednę tylko już miałam nadzieję, że w Peloponezie ujrzę coś czystego, pięknego, szczęśliwego, coś godnego oczu bóstwa, bo, małą sobie będąc, jestem przecież, o wielki! boginią. Ale — Peloponez śpi. Dla tego właśnie kraj ten zdaleka wygląda pogodnie i mile, że wszyscy w nim śpią, ale tak śpią, że można ich kąsać, kłóć, nad samemi uszami wszystkie piekielne i boskie imiona wykrzykiwać, w twarze im pluć, ani drgną, ani ramieniem nie ruszą, ani im serca nie uderzą mocniéj. Tak śpią! Tak śpią, że kiedy Sen, litując się nad niemi i pragnąc, aby przynajmniéj marzyli pięknie, z jaskini swéj wysłał ku nim najmożniejszego z podwładnych mu duchów, Fantazos, ta wiecznie ruchliwa iskra, ten uplot wszystkich barw i linii świata, ten rozlatany, rozśpiewany, rozdrgany Fantazos, spojrzawszy na nich, zadrzemał sam. Nie wiem, co z tego będzie, lecz od Argusa słyszałam, że ci biedni Peloponejczycy od snu ciągłego gnić już zaczynają, a z pozoru głupi, lecz w gruncie chytrzy Beoci czekają tylko stosownéj chwili, aby z nich mierzwę dla pól swych uczynić. I wiele, wiele podobnie miłych nowin powiedziéć bym jeszcze mogła, lecz pilno mi u stóp Hery złożyć rachunek z poselstwa. To więc tylko dodam, że odwieczne trudy twe, wielki Febie, wydają mi się płonnemi; że brzydką, okrutną, głupią,