Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

wna z domem jego węzłami patronatu i klienteli związani rycerze, napełniali sobą nietylko podwórze ale także i „atrium.” Niezawsze zgromadzali się oni w liczbie tak wielkiéj, jakkolwiek obowiązek składania patronowi porannych odwiedzin, część ich pewną sprowadzał tu codziennie; dziś jednak przyszli wszyscy i jakkolwiek wielu z nich zostawiło kędyś zajęcia swe i interesa, stali wytrwale, lub sofy i stołki pod ścianami obsiadywali, szepcąc téż pomiędzy sobą zcicha i z wyrazem zasmucenia wstrząsając głowami. Przed wchodzącymi do „atrium” możnymi panami i paniami, rozstąpiły się spiesznie brunatne togi, niemniéj przecież niektórzy, z pomiędzy ludzi niemi odzianych, śmiało wystąpili z tłumu i poufale acz z uszanowaniem zbliżyli się ku dostojnym. Byli to wysoce poważani i na drodze do wielkich fortun zostający architekci, rzeźbiarze, malarze, lekarze. Nizkie pochodzenie zatrzymywało ich jeszcze w szeregach klientów wielkich domów, lecz talenta i nauka budziły dla nich szacunek i przyjaźń najdostojniejszych. Dwaj szczególniéj, z pomiędzy tych szanowanych dorobkiewiczów, zwrócili na siebie odrazu uwagę świeżo przybyłych gości. Byli nimi najsławniejsi lekarze spółcześni: siwy, ponury Glykon, o którym pocichu szeptano, że sztuką swą usuwał nieraz z drogi Cezara tych, których na drodze swéj mieć on nie chciał, i wyniosły, długobrody z jasném głębokiém spojrze-