Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 — 

galną czułością, i nagle, przyklęknąwszy, w rękę go pocałowała.
— Mój Pawełku! — ze łzami w oczach szepnęła — niech on u nas zostanie!
Żytnicki zachmurzył się z razu, ale potém ręką machnął i mruknął:
— A niech sobie zostanie! Nie miała baba kłopotu, kupiła se prosię...
Z kłopotu tego najwięcéj korzyści spłynęło na samego dzierżawcę. W domu zrobiło się znacznie ciszéj, spokojniéj i weseléj. Burze bywały wprawdzie zawsze, ale rzadszemi i krótszemi stały się, a po nich następowały godziny, czasem nawet dnie pogody. Żytnicki utył znowu, przestał robaka zalewać i, jak dawniéj, nad gospodarstwem pracował gorliwie, a stopniowo téż, z razu może przez wdzięczność tylko za częściowo wrócony mu spokój, przywiązał się także do chłopca, który w domu ich rósł prędko i zdrowo. Czasem, choć rzadko, budząca się ta czułość jego sięgała nawet tak wysokiego stopnia, że przy śniadaniu, lub obiedzie, brał dziecko na kolana i pokazywał mu świeżo nabyty a piérwszy raz w życiu posiadany złoty swój zegarek. Wtedy Żytnicka była tak dumną i uszczęśliwioną mężem, dzieckiem i złotym zegarkiem, że całą godzinę gawędziła spokojnie i wesoło a Żytnicki, wstawszy od stołu i idąc w pole, nucił pod nosem: „Serce! serce! zkąd to bicie!“
Była to piosenka, którą żona jego, panną będąc, przy półszóstaoktawowym fortepianiku ojcowskim śpiewała i którą nawet ostatecznie oczarowała go i do oświadczyn skłoniła. W taki-to sposób mały Eugeniusz dla małżeństwa tego, które blizkiém już było ostatecznéj niedoli i zguby, stał się spójnią kojącą i deską zbawienia. Stawał się on téż jednak niekiedy kamieniem obrazy i jabłkiem niezgody. Kiedy miał niespełna