Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 — 

książę Roalkiczago mówił kiedy: jestem księciem! Tém bardziéj zaś... z pochodzeniem takiém, niema się co popisywać.
Oczy młodéj dziewczyny błysnęły żywo.
— A mnie mamo, podobało się to bardzo.
— Co?
— Że pan Eugeniusz powiedział przed wszystkimi, kim jest. Zdaje mi się, że postąpił szczerze i... oryginalnie.
— O! oryginalnie! aż nadto! i dlatego właśnie okrył się śmiesznością, bo wszyscy oryginalni ludzie są bardzo śmieszni, i aby tego uniknąć, powinniśmy zawsze robić i mówić tak, jak inni. Z tém wszystkiém ten pan... Skiba, zdaje mi się, że Skiba... jest dość interesującym... très joli garçon... że zaś jest chłopem, to mu wcale nie ubliża. Pan Bóg zabrania nam pogardzać niższymi...
— On jest także bardzo uczonym, mamo. Mówił mi, że był w uniwersytecie całe trzy lata... rok studyował medycynę, rok matematykę, a rok nauki prawne... czy to chłopi bywają w uniwersytetach?
— Czasem, moje dziecko, bardzo rzadko, wtedy gdy odznaczają się geniuszem... Słyszałam o kilku wypadkach, w których genialni chłopi wychodzili na wielkich uczonych, albo artystów.
— Pan Eugeniusz więc musi być genialnym, skoro...
— Zrobić ci muszę małą uwagę. Nie wypada, mówiąc o ludziach mało znajomych, wymieniać imion ich, ale tylko nazwisko. Szczególniéj wychowańca państwa Żytnickich nazywać powinnaś panem Skibą, nie zaś Eugeniuszem.
— Dlaczego szczególniéj, mamo?
— Dla tego... enfin... nie mam nic przeciw temu, abyś dla rozrywki porozmawiała czasem ze znajomym swoim z lat dziecinnych... do poufałości jednak zbytecznéj z sobą dopuszczać go nie powinnaś... Wprawdzie jest to dla ciebie znajomość bez żadnych konsekwencyi... zawsze jednak trzeba się starać,