Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  235 — 

łeś, abym ja nie zaznała nigdy nędznego ziemskiego szczęścia, niechże córka moja szczęśliwą będzie!
Słowa te były tylko streszczeniem długiego szeregu jéj myśli. Znaczyły one: „jeżeli ja nie posiadłam téj tak głęboko wzruszającéj miłości, tego miłego i z wielką pozycyą człowieka, niechże posiada ją córka moja! Jeżeli ja nie będę panią i królową jednego z najwyżéj postawionych domów wielkiéj stolicy, niech-że nią będzie córka moja! Jeżeli ja nie będę nigdy przedstawiała się u dworu, niech-że świetność ta spotka córkę moję! i t. d.“
— Panie! przyjm tę ofiarę macierzyńskiego serca, i błogosławić racz dziecięciu memu! Ześlij jéj natchnienie swe, aby dojrzéć i zrozumiéć mogła drogę swoję... otwórz oczy jéj, aby poznała wolę Twoję!...
Chwilę jeszcze klęczała, ze wzrokiem i dłońmi wzniesionemi w górę. Usta jéj poruszały się cichą, niedosłyszalną modlitwą, parę łez stoczyło się jeszcze po bladém, lecz spokojném licu. Była prawdziwie wzniosłą.
W pięć minut potém, blada jeszcze i chwiejąca się, z uprzejmym uśmiechem i rzewném wejrzeniem, weszła do salonu i ruchem pełnym wdzięku, obie ręce szambelanowi podała. Potém rozmawiali z sobą całe pół godziny z cicha, poufnie, przyjacielsko, a gdy po rozmowie téj szambelan, wyprzedzony przez wołającego o powóz lokaja, wyszedł na ganek, twarz jego, zmęczona i zmięta doznawanemi wzruszeniami, pogodną przecież była, niemal rozpromienioną.
Pani Izabella, wnet po odjeździe gościa, udała się do sypialni swojéj, drzwi za sobą zamykając. Potrzebowała jeszcze zaczerpnąć męztwa i ukojenia na łonie samotności i u stóp krzyża.
Zmierzchało. Z ogrodu do ciemniejącego salonu weszła, i przez salon przesunęła się wysmukła i cicha postać kobieca. Prędkim lecz cichym krokiem przeszła wszystkie pokoje do-