Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  208 — 

— Pragnęła-bym gwiazdom tym dziękować... gwiazd tych prosić.. — szepnęła.
— Aniele mój! nie patrz na gwiazdy, spójrz na mnie... po myśl, jakby nam dobrze było znaléść się kędyś daleko od ludzi... w innym świecie jakimś... gdzie mogli-byśmy ciągle być z sobą i dzielić się każdém wrażeniem, każdém uczuciem...
— Każdą myślą... — szepnęła.
— Każdą ideą i pracą...
— I wielkim celem jakimś...
— I największą na ziemi... miłością!
Był to duet dwóch istot młodych, rozkochanych nietylko w sobie, ale téż i we wszystkiém, co na świecie piękném jest, wielkiém i prawdziwém. Można-by nawet myśléć, że wzajemna ich ku sobie miłość, była wynikiem tamtéj, szerokiéj, wysokiéj miłości, i że na jéj-to wspaniałém tle, ognistą wykreślała pręgę... Dłonie ich spotkały się z sobą i splotły w długim milczącym uścisku...
W tém od grupy, stojącéj przed gankiem, odłączyły się i ku topolom dążyć zaczęły dwie męzkie postacie, z których jedna szczupłą była i bardzo zgrabną, a druga barczystą i ciężką, Byli to: hrabia Ireneusz i Sanicki, wysłani, a raczéj dobrowolnie śpieszący ku Adolfinie i po nią.
Pani Izabella, u boku szambelana stojąca i marzącém okiem w kometę zapatrzona, nie zauważyła z razu oddalenia się córki. Zauważył je w zamian ktoś inny. Kiedy młoda para stanęła u stóp topoli tak, jak gdyby miała ochotę pozostać tam długo, jak gdyby jéj tam dobrze było, Pomieniecki zwrócił się ku sąsiadce.
— Czy nie lękasz się pani, że zbyt długa wieczorna przechadzka zaszkodzić może zdrowiu panny Adolfiny? — zapytał głosem, w którym baczny słuchacz dosłyszéć-by mógł syczące nieco dźwięki ironii czy gniewu.
— A! w istocie! Adolfinka tak kocha naturę, że piękny