Strona:Eliza Orzeszkowa - Pierwotni.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  134 — 

to razem wzięte za wynik swój miało, że pani Izabella, nie zrzucając z siebie charakterystyki idealnéj, niebieskiemi przeważnie sprawami zajętéj Oblatki, pozwoliła wyjrzéć z za niéj powabnéj i jeszcze młodéj kobiecie. Oprócz tego, przestała w rozmowach swych wspominać o księciu Roalkiczago, tak zupełnie, jak gdyby nigdy nie znała była téj pięknéj duszy, ubierającéj się w biały burnus arabski z kapiszonem. Kiedy była sam na sam z córką, wpadała w roztargnienia, śród których marzący uśmieszek po ustach jéj błądził. Rzadziéj nierównie przesiadywała w miejscach ogrodu, przypominających jéj zbiegłe nazawsze chwile, i rzadziéj pisywała do przełożonego Ojców Zmartwychwstańców Rzymskich, będącego duchownym jéj dyrektorem, i do zagranicznych swych przyjaciółek. To ostatnie zresztą tłómaczyło się w zupełności tém, że, jak trafnie się wyraziła, wizyty szambelana i synowicy jego zabierały jéj teraz połowę życia.
Szambelan przyjeżdżał bardzo często, co dni parę, czasem nawet codzień, i spędzał w Odropolu długie godziny. Niekiedy, tuż za nim, na dziedziniec Odropolski wpadała hrabinka, po kawalersku nieco wyglądająca w kapelusiku ze sterczącem skrzydłem ptasiém i w malutkim, fantastycznie zbudowanym kabryolecie, którym powoziła sama. Bawiła najczęściéj krótko. Właściwością jéj było, że nudziła się łatwo i długo na jedném miejscu zostawać nie mogła. Porywała zwykle Adolfinę, biegała z nią czas jakiś po domu i ogrodzie, jadła owoce, całowała, wychwalała, a czasem trochę jakby badała towarzyszkę. Ktoś, patrzący z boku na dwie te kobiety, pomyśléć by mógł, że starsza z pomiędzy nich posiadała szczególny interes w zbadaniu i zobowiązaniu sobie młodszéj. Czasem błękitne źrenice hrabinki tak bystro i przenikliwie wpijały się w twarz młodéj dziewczyny, jak gdyby wewnętrznéj istoty jéj zapytywały: „coś ty za jedna? czego po tobie spodziewać się można?“ A gdy Adolfina podnosiła wzrok, hra-