po obcem morzu płyną. Kochałyśmy się tak, jak tylko matka najlepsza i córka ogromnie wdzięczna kochać się z sobą mogą. Przed rokiem tę moją nad życie kochaną skrzydłami z płomieni i sztyletów objął smok strasznej choroby.
»Jej bólów i mojej męki, gdy na bóle jej patrzałam, opisywać nie próbuję. Przychodzę do Pana po to tylko, aby powiedzieć, że były wśród nich chwile wytchnienia, zapomnienia, ulgi i że te chwile książkom Pana zawdzięczamy. W ścianach pokoju szczelnie zamkniętego, w chmurne dni jesienne i w głuche, ponure noce, siadywałam u wezgłowia chorej Matki mojej i czytywałam jej Pana powieści. Bywały one dla niej balsamem usypiającym bóle, usuwały z przed jej oczu widmo bliskiej śmierci i gasiły w sercu ogień niepokoju o istotę kochaną, która po jej zniknięciu bez nikogo kochającego zostać miała. Zajmowały ją one, wzruszały i raz jeszcze na chwilę wprowadzały w życie, z którego, że niebawem wyjść musi, wiedziała. Nie przestawała cierpieć, ale pomimo cierpienia uśmiechała się czasem, albo ocierała z oka łzę, która była łzą współczucia i zachwycenia. Dziś, ona już nie żyje. Gorzkiemi łzami po niej rozpłakana, przychodzę podziękować Panu za jej ostatnie uśmiechy i dobre łzy…«
Drugi list, przez tegoż pisarza ze sławą rozgłośną otrzymany, brzmiał, jak następuje:
»Nie jestem jeszcze stary, ale wóz życia ciężko przetoczył się po mojej piersi i napełnił ją goryczą