Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 189 —

ani dziś, ani nigdy nie sprostają siły jego narodu? To co? To czy w błędzie był poeta i czy pieśniami swemi szerzył błąd?
Nie; poeta nie błądził i w pieśniach jego jest wielka i wiekuista prawda, tylko że każda taka prawda w duszach i dłoniach ludzkich musi zmaleć i ulec powszechnemu dla ludzi prawu względności.
Więc nie spełni się zapewne wszystko, co poeta wyśpiewał w chwilach, kiedy czołem uderzał aż o stopy Stworzyciela, lecz że w części pewnej spełnić się będzie musiało, zdaje się to być niewątpliwem.
Naród, po ciasnym przesmyku idący ku lepszej przyszłości, będzie musiał zrozumieć, że bez zaopatrzenia się w wiatyk moralnego dobra — nie dojdzie, że same jego rozumowe, tem więcej materjalne zdobycze muszą, jak na fundamencie, oprzeć się na cnocie, muszą, jak winna jagoda sokiem, nabrzmieć miłością, muszą, jak krew od żelaza, zarumienić się od czynu i ofiary, jeśli przetrwaną ma być próba grobu, jeśli Anioł czasu, budziciel śpiących po grobach narodów, ma naród ten »zbudzić na ludzi«, nie »zbudzić go na zwierzęta«.
Prawda! Idea ta jest tak wysoka, że stopom ludzkim trudno wzbijać się na jej wierzchołki, lecz pocóż są na świecie poeci, jeżeli nie poto, aby do biednych stóp naszych przypinali skrzydła? Że naród składa się z istot ułomnych, to nie wina poety; on jest jego punktem wierzchołkowym, wzbił się najwyżej, widzi najwięcej i opiewa to, co widzi, a im większe ogromy widzi i opiewa, tem większym jest poetą.