rzonem, niezgłębionem morzem usłyszy błękitny ptak szczęścia i — przyleci.
Przywołał ogrodnik architekta biegłego, który pośród ogrodu wzniósł cztery niebotyczne słupy, owinął je girlandami ze złota wyrobionych akantusowych liści, spoił je łańcuchami ze srebra ulanych nenufarowych kwiatów i na łańcuchach zawiesił spiżowy kielich, w którym kołysało się wielkie spiżowe serce. Lecz nie było ono, to serce, zupełnie spiżowem, gdyż mistrz odlewca, w czarodziejską moc amalgamatów wierząc, do roztopionego metalu, z którego ulanem zostać miało, wetchnął echo pieśni słowiczej, wlał kroplę z fontanny marzeń, i wrzucił różę.
Przyzwał potem ogrodnik mechanika, mistrza słynnego, który nićmi niewidzialnemi tak serce dzwonu ze stropem niebieskim połączył, że gdy mały obłoczek mleczny ukazał się na nim, już zadrgało i, o ścianę kielicha uderzając, wydało ton, który na usta ogrodnika wywołał radosne słowa:
— O! Muzykant to będzie!
A słowik, który uszko małe ciekawie ku dzwonowi nastawiał, dorzucił:
— I śpiewak! śpiewak!
Czas był, czas wielki robotę około dzwonu ukończyć. Na skrajach widnokręgu kłębić się poczynały niby dymy, bielą żółtawą nasiąknięte, niby góry, wewnętrznemi ogniami pobłyskujące, niby otchłanie czarne, wypuszczające w przestrzeń olbrzymów niewidzianych, niesłychanych. Napowietrzne te olbrzymy miały postacie głów bez tułowi, skrzydeł bez głów, łon czarną posoką
Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/16
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —