nęła go na widok »wielkiej nędzy świata« i smutek go ogarnął tak samo wielki, jak ta nędza.
Czyni nogą ruch kopnięcia.
O! czemś ziemskiem, czemś może piekielnem zmąconą, zatrutą być musiała iskra boskiego światła, Syzyfowi darowana!
Obdarzon światłem, Syzyf światła nie poznał, ciemność w światłości ujrzał. Rodem z materji będąc, głazem materji przywalił iskrę ducha. Wiarę w boskość Zeusa, w wielkość i piękność słońc, gwiazd i księżyców postradał, a postradawszy zwątpił o wartości świata, i światła, i życia, i o jakimkolwiek celu, dla którego one powstały, są i w wiekuistem dążeniu ku czemuś trwają.
A kiedy tak jest, to i dlaczegóżby nie podpalić miasta, choćby w pożodze tysiąckroć serc pęknąć, gmachów runąć, myśli zagasnąć miało, skoro przy ogniach pożaru członki swe rozkosznie ogrzać i przy odgłosie jego szumu i trzaskania wesoło zabawić się można?
Byle rozkoszy zaznać, byle zabawić się wesoło… O! zmąconą, zatrutą czemś była iskra…