Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

Wypowiedział to na pozór wytwornie i grzecznie, a istotnie z lekceważeniem z jakiem do kobiet i o kobietach mówią mężczyzni, nawykli do uważania je za ponętne, przyjemne, konieczne fraszki. Ale Krystyna przy pierwszych słowach jego zaczęła się uśmiechać, a przy ostatnich, długa srebrna gamma śmiechu z ust jej trysnęła. Śmiała się jak dziecko, któremu powiedziano coś niezmiernie zabawnego, bez cienia gniewu, urazy, ni przymusu. Śród tego śmiechu ciemne źrenice jej zajaśniały jak brylanty, a biała dłoń opadła na rękę gościa, i objęłą ją szczerym uściskiem.
— O kuzynie — zawołała — powiedziałeś rzecz bardzo, bardzo zabawną, przebacz, że się śmieję.... Nie, kochany kuzynie; kobiety wszystkie w ogóle, nie są jak mówisz paniami świata. Królami jego są tylko duchy ludzkie, mężne i pracujące bez względu na to, czy są duchami męzkiemi lub kobiecemi. Wiem na pewno, że sam myślisz tak w głębi, ale...
Zatrzymała się, a po chwili dopiero dokończyła. — Ale znajduję cię takim zupełnie, jakim cię sobie wyobrażałam.
— To jest... pytał Dembieliński.
— To jest — zaczęła Krystyna, uśmiechnęła się, i po chwili dodała — powiem ci o tem później...
Dembieliński nie zaraz odpowiedział. Wyraźniejsze jeszcze jak wprzódy zdziwienie malowało