Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/574

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   568   —

Jeżeli uśmiech przesuwający się przed chwilą po ustach Dembielińskiego, wydał się cudzoziemcowi dziwnym nieco i jakby zagadkowym, to o wiele więcej zadziwiło go nagłe drgnienie, które wstrząsnęło jego twarzą na dźwięk imienia, które wymówił. Przenikliwy i znający stosunki światowe sekretarz, odgadł że w sercowych sprawach jego zwierzchnika zajść musiało coś podobnego do dramatu; to też bardzo prędko naprawiając jak mniemał swą niezręczność, dodał:
— Słyszałem także, iż nabywasz pan dawną posiadłość przodków swych, dobra Demblińskie.
Tym razem postawa i twarz Dembielińskiego nie objawiła żadnego wzruszenia; nie dając przecież na zapytanie bezpośredniej odpowiedzi, rzekł zwolna obojętnie:
— Przyszłość człowieka jest zagadką, o której mówić nie warto; bywa ona najczęściej nie taką, jakąbyśmy mogli i chcieli uczynić ją teraz, ale taką, jaką uczyniliśmy ją niegdyś. Przeszłość i przyszłość kochany panie, sąto ogniwa spojone ze sobą loiką życia. Rozdzielić je, żadna bodaj wola ludzka nie zdoła.
Cudzoziemiec z nowem zdziwieniem patrzył na mówiącego; zdanie które usłyszał wydało mu się o tyle obcem toczącej się rozmowie, o ile nie przypadało do energicznego charakteru i skeptycznego