Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   549   —

Płacz jej był cichy ale tak silny, że całe ciało jej drżało jak w febrze miotane łkaniami. Po kilku przecież minutach przestała płakać, nie czyniła żadnego poruszenia; może zapadła w głębokie jakieś rozmyślanie, może bojowała z sercem swem które kochało, lub ze wzdrygającą się myślą; może mocowała się ze sobą, aby powstać i przytomnem, mężnem okiem śród ciemności jaka ją otoczyła, wynaleźć drogę obowiązku, cnoty i prawdy. Otworzenie się drzwi i kroki męzkie w pokoju, obudziły ją z odrętwienia czy rozmyślań. Nie chciała ukazywać niczyim oczom stanu w jaki zapadła, nie chciała zdradzać tajemnicy, którą odkryła i niosła w sobie, niby brzemię palące. Wstała prędko, i zwróciła się twarzą ku pokojowi. W pokoju był służący Anatola, i z wielkiem uszanowaniem podawał jej kartkę papieru złożoną z widocznym pośpiechem. Służący miał na sobie podróżne ubranie; ale Krystyna nie spostrzegła tego szczegółu, pochwyciła z rąk jego kartkę, i przystąpiwszy do lampy pożerała ją wzrokiem. Na błyszczącem tle welinowej kartki, wiersze i litery nakreślone ręką widocznie drżącą, wyglądały jak węże wijące się w boleśnych konwulsjach. Pismo nierówne i ostre zdradzało ducha targanego niewymownemi mękami, nawskróś przejętego bólem przeszywającym. Wierszy tych zresztą i liter niewiele było; człowiek który je kreślił, nie mógł także z chaosu uczuć swych i myśli