Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/543

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   537   —

dzącego ostatniego drgnienia; — czy nie masz do wyrażenia żądania jakiego, myśli jakiej do wypowiedzenia? Mów biedny mój przyjacielu; jestem przy tobie i zachowam w pamięci każde twe słowo.
Kazimierz raz jeszcze otworzył oczy, zatrzymał je przez chwilę na twarzy hrabiego, poczem powiódł niemi zwolna i z ciężkością do koła pokoju.
— Pamięci twej — zaczął szeptem cichym lecz wyraźnym, — polecam nieszczęśliwego tego starca i jego córkę... niech w spokoju dokończą nieszczęsnych swych istnień... Oto żądanie moje... A myśli? tak, ja myślę jeszcze... Chciałbym powiedzieć...
Umilkł, a po krwistych rumieńcach jakie znowu wystąpiły mu na policzki, po drganiu ust i powiek, i kurczowem zaciskaniu się ręki w koło dłoni hrabiego, znać było że czynił mozolny wysiłek, aby od życia uchodzącego jednę jeszcze wywalczyć chwilę.
Toteż śród uroczystego milczenia, jakie napełniało pokój, rozległ się znowu szept cichy, przerywany, ale tak wyraźny, że nikt ze słuchaczy uronić zeń nie mógł ani jednego słowa.
— Nie mogę powiedzieć — mówił Kazimierz, — abym nie żałował życia... Żałuję go, bo ubezwładniony wtedy gdy dopiero żyć zaczynałem, zdziałać