Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/521

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   515   —

nie mojemi. Pamiętam ten dzień w którym ci opowiadałem, jak wdarłszy się na wysoką górę, ujrzałem z jej szczytu szarzejący w oddali, piękny i bogaty Demblin, siedzibę moich praojców, miejsce moje rodzinne. Zbudziło się wtedy we mnie pragnienie wykupienia z rąk obcych tego kawałka ziemi, płynącej mlekiem urodzajności, powabnej wdziękami natury. Później, gdy oczy moje poczęły z coraz większą rozkoszą zatapiać się w twojem licu, miewałem przebłyski myśli o tem, jak wprowadzę cię w bogate progi, w które dziadowie moi wprowadzali swe małżonki; jak ciebie, piękną i drogą Krystynę moją, uczynię wspaniałą kasztelanką, ze szczęściem i dumą otoczę cię bogactwami, stanowiącemi ojczyste dziedzictwo moje, i zarazem owoc trudów moich, o którego złowieszczym pierwiastku zapomniałem. Teraz dalekie odemnie są te rojenia. Nie wykupię Demblina, nie wprowadzę cię w ściany pałacu, nie rozścielę pod stopy twe wschodnich kobierców, ani otoczę twej postaci szybami zwierciadeł. Teraz muszę być i będę pracownikiem skromnym, lecz niemniej przeto patrzącym z wiarą w przyszłość. Osiądziemy w największem z miast naszych ojczystych. Talenta moje, które na szerokiej widowni dały mi stanowisko świetne i pełne powodzeń, w ciaśniejszym obrębie dostarczą mi narzędzi pracy pożytecznej i zaszczytnej. Z zagranicznego publicysty przerobię się na krajowego pisarza; sława