Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   455   —

w kościstych palcach skręcała połę kaftana, a powiódł nim po twarzach innych obecnych osób.
— Was też dzieci moje prosić mam o przebaczenie; względem was zawiniłem srodze. A jeżeli nie byłyście dla mnie dobremi dziećmi, z boleścią, wstydem i pokorą wyznaję, iż stało się tak dla tego, żem ja był złym ojcem... Możeście myślały żem was nie kochał, że w piersi mej nie było już żadnej iskry poczciwego uczucia, że z obojętnością patrzyłem na wzrost wasz krzywy, na kierunek serc i umysłów waszych fatalny... O! jeślibyście tak myślały, przysięgam wam że byłyście w błędzie. W piersi mej było serce ojcowskie i sumienie człowiecze, ale jedno i drugie zdradziłem brakiem woli, niedostatkiem siły i chęci do walki i oporu... Była pora w której walczyłem, borykałem się z niezgodą ogarniającą życie moje domowe, z twardemi okolicznościami losu. Wy pory tej nie pamiętacie. Kiedyście dorastać zaczęły, wszystko już skończonem było...; w domu naszym, w obyczajach i uczuciach rodzinnych zapanowały same złe żywioły; jam był już człowiekiem znękanym, biernie poddającym karku żelaznej konieczności, ślepym niby i głuchym, i wiecznie wesołym; ale pod uśmiechem, który przykleiłem do ust mych, kryła się otchłań goryczy, żalów i wyrzutów czynionych samemu sobie. Wyrzucałem sobie zawsze zwichnięte charaktery wasze, zepsute serca, skrzywiony kierunek waszego