Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

niła wysilenie i wyrzekła to słowo, wszelkie usiłowania Krystyny w celu przedłużenia rozmowy, wprowadzały ją tylko w rozdrażnienie i nerwową niecierpliwość. Pożegnawszy raz córkę, zamykała zwykle oczy, krzyżowała ręce na piersi i skłaniała głowę na poduszkę, wyraźnie okazując, iż potrzebuje bezwarunkowego spokoju, i że każdy wyraz, każda najlżejsza choćby pieszczota, byłyby jej nietylko obojętne, ale nawet przykre. Krystyna wiedziała o tem wszystkiem; toteż zaledwie głowa jej matki opadła na miękkie wezgłowie, a powieki okryły zagasłe źrenice, powstała, i stąpając na palcach opuściła blado-różowy salonik. Znalazłszy się za progiem, odetchnęła głęboko, jak po wielkiem zmęczeniu, ale zarazem opuściła na pierś głowę ciężką smutkiem jaki ją ogarniał. Kiedy lekkim lecz powolnym krokiem przebywała szereg starych wyniosłych komnat, twarz jej była bladą i ciemne brwi ściągnięte, jakby pod wpływem dotkliwego bólu, a promyk świecy którą niosła w ręku, przeglądał się w oszklonych łzami jej źrenicach.
Po odejściu Krystyny Ewa leżała jeszcze chwil kilka z zamkniętemi oczami, potem otworzyła je i sięgnęła ręką po roztwartą, leżącą na stole książkę. Byłato książka treści ulotnej i bawiącej; ale Ewa nie znalazła w niej snać rozrywki ni przedmiotu zajęcia, bo przebiegłszy oczami parę kart