Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   434   —

długi i mocno zaczerwieniony; usta zaledwie widzialne, bezbarwne i ścięte; oczki małe, wklęsłe, bystre, widomą w tej chwili alterację zdradzające. Tuż przy niej, w najgłębszym i najwygodniejszym fotelu rozpierała się kobieta średniego wzrostu, lecz więcej niż średniej tuszy, z włosami zaczesanemi bardzo wysoko i misternie, przedstawiającemi najdoskonalsze arcydzieło architektoniczne, jakie tylko może istnieć na fundamencie ludzkiej głowy przyozdobionej czepeczkiem — który chociaż był białym, niekoniecznie miał prawo nazywać się czystym. Czepeczek wszakże nietylko czystym, ale przedziwnie śnieżnym wydawał się w obec sukni, która nie zdradzając najmniejszego śladu egzystencji krynoliny, zwisała w koło kolan kobiety pod wpływem ciążenia, wywieranego na nią przez szeroki szlak utworzony u dołu z zaschłego błota. Z pod tego szlaku widniały stopy złożone na krzyż, i zaopatrzone w obuwie skórzane, przydeptane w piętach, podarte w okolicach palców, zrudziałe po bokach, a trzymające się miejsca swego przeznaczenia za pomocą porwanych w wielu miejscach i węzłami gęsto natykanych sznurków. Czarna mantyla z atłasu, ale wytarta i poplamiona, i kołnierz płócienny tego samego odcienia czystości co i czepeczek, uzupełniały ubranie tej, jak się zdawało, najwyżej trzydziestoletniej damy, która rozparta w fotelu, z powagą opierała głowę na tylnej jego