Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

smutek, ani żal, ani boleść, ale niesmak jakiś głęboki, jakieś zniechęcenie do wszystkich i wszystkiego, apatja ogarniająca zarazem władze jej fizyczne, moralne i umysłowe. Niepodobna wyobrazić sobie smutniejszego i większe politowanie wzbudzającego obrazu jak ten, który przedstawiała kobieta ta leżąca bez ruchu i życia na miękkich atłasowych wezgłowiach; białe jej dłonie bezsilnie zwisły po obu stronach sukni; na czole pięknem jeszcze, kilka bruzd wystąpiło z pod osłony gęstych, kędzierzawych włosów; nieruchome, blade wargi zwarły się w ledwie dostrzegalną, ostro zakreśloną linję, a drobne zmarszczki wystąpiły wyraźniej, i smutnym wieńcem przedwczesnej starości okrążyły zapadłe oczy i chude policzki. Krystyna siedziała długo wpatrzona w twarz i postać matki. Oparła skroń na dłoń i milczała. Ciężkie myśli musiały ją ogarniać, bo brwi jej zbiegły się i jasne czoło utraciło zwykłą swą pogodę. Kilka razy chciała coś wyrzec, ale żal i obawa zamykały jej usta; chciała wyciągnąć ramiona dla tego zapewne, aby ogarnąć niemi tę biedną, wpół zamarłą istotę, która jednak była jej drogą; ale powstrzymała się, bo wiedziała z doświadczenia, że uściskiem swym rozdraźni tylko bardziej nerwy swej matki, a nie wykrzesze z jej serca ani jednej iskry uczucia. Siedziała więc i milczała, aż wielka łza wypłynęła