Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   409   —

początek jednego z takich artykułów. Początku tego zrozumieć on nie mógł; odczytywał go, silił się nad pochwyceniem myśłi owitej szeregami wyrazów, ale nie mógł tego dokazać. Wydawało mu się wciąż, że nie on to pisał, ale ktoś inny; w jego głowie nie było takich wyrazów ani takich myśli. Chciał jednak zmusić samego siebie do posłuszeństwa i pracy.
Po niejakim czasie było w nim znów dwóch ludzi, z których jeden pamiętał i cierpiał, drugi walczył z pamięcią i cierpieniem. Stopniowo walka przycichała; na twarz wracał wyraz oporu, woli, dumy. Wziął znów w rękę rzucone przed chwilą pióro, i pisał.
„Wszystkie piękne i bogate dary, któremi mię obdarzałaś szanowna publiczności: sławę i różne światowe powodzenia, owinąłem liściem papyrusowem, i ze wszelką czcią przynależną pamiątkom tak świetnej przeszłości, wyrzuciłem je za okno. Uczyniłem to nie dla tego, bym nie umiał szanować łask twoich, ale dla tego, że nie myślę już korzystać z nich nadal. Proszę cię o dymisję, pani moja; opuszczam służbę u ciebie, a oddaję się na ofiarę innym zupełnie bogom.“
„Jakież są te bogi nowe? pytasz zdumiona. Odpowiem ci w krótkich słowach. Ideał prawości i cnoty, który odnalazłem w sobie samym; piękna,