Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   389   —

z którego rozróżnić można było kilka zaledwie wyrazów. — „Jesteś litościwym... bardzo litościwym... to moje dziecko... ciężkie życie!..“
Hrabia milczał chwilę jakby zgnębiony widokiem tego bezdennego upadku człowieka. Potem jednak podniósł głowę, i wymówił głosem zniżonym lecz pewnym.
— Jestem litościwym Ryczu... ale widzę stojącą sprawiedliwość naprzeciw litości...
Rycz zwęził się i zwinął w sobie jeszcze więcej, ale spojrzenie jego podniosło się na hrabiego nawpół zuchwałe jeszcze, ale nawpół też błagające.
— Ja niechcę sprawiedliwości... ja proszę o litość... Chcę odmienić rzemiosło i zostać uczciwym... ale nie mogę sam, bo jestem biednym, bardzo biednym człowiekiem... Proszę o pomoc...
Czoło hrabiego okryło się zamyśleniem badacza, przeglądającego do gruntu splątaną zagadkę upadłej duszy człowieczej; łagodne oczy jego zaszły boleścią nad tym upadkiem, ale usta zakreśliły linję surową, z której domyśleć się można było, że sprawiedliwość nie ustępowała w nim przed litością.
— Zostać uczciwym — wymówił po chwili, głosem głęboko smutnym, ale zarazem i poważnym. — O Ryczu, Ryczu! czemużeś nie został takim wtedy, kiedym ci obie podawał ręce... kiedy na sumieniu