Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   347   —

raz przysłoniła mi ją surowa lecz święta dłoń obowiązku... Po sercu twojem matko, nie pójdę do szczęścia mego... człowiek, którego kochamy obie, odjedzie ztąd na mą proźbę... żadna z nas nie powinna dłużej go tu widzieć...
Ewa nagle twarz odsłoniła. — Jakto! — zawołała, — miałażbyś przestać go kochać? miałażbyś zabić w sobie to uczucie, którego moc poznaję z brzmienia twego głosu, z bladości twej twarzy!
Mówiła to z rodzajem przerażenia, jakiego doświadcza człowiek na widok popełnionej przez się zbrodni. Krystyna wstrząsnęła zwolna głową. Twarz jej była w istocie bardzo bladą, a brzmienia głosu dziwnie głębokie, gdy zaczęła znowu mówić:
— Nie, moja matko! nie przestanę go kochać. Uczucie moje prawe i wolne od wszelkiego występku. Zabijając je w sobie wysileniem woli, popełniłabym morderstwo nad własnem sercem, sfałszowałabym je, a tego uczynić nikomu nie wolno. Ale uczucie to stałoby się występnem, jeślibym czerpała zeń szczęście, nie zważając na twoje cierpienia. Więc zamknę je w sobie, i chować będę jak djament, który nie rdzewieje choć spoczywa w ukryciu.... i będę czekała matko... będę czekała, aż kiedyś z sercem wyswobodzonem z oków grzesznej namiętności, powiesz mi sama: idź i weź swoje szczęście...