Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/558

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obejmującym wysokie, gładkie i nagie ściany szpitalnej dali, siedziała na swem żelaznem łożu z bladą twarzą, ukrytą w wychudłych dłoniach, doświadczała takiego poczucia, jakby znagła wrzuconą była w nurty spienionej wody, i daremnie usiłowała dosięgnąć stopami stałego gruntu; chwiały się one, kaleczyły o spiczaste głazy, i spotykały zawsze samą tylko próżnię. Nie płakała i nie wyrzekała głośno, może dla tego, że brakowało jej sił do wydobycia głosu ze zmęczonej chorobą i rozpaczą piersi; a może i dla tego, że otaczajacy ją ludzie wydawali się jej więcej marami których się lękała jak ludźmi którym zwierzyćby się mogła. Ale cała moralna istota jej zmieniła się w żal gorzki jak piołun, w ponure zwątpienie, rozdzierającą tęsknotę, i rozpaczną, bezzaradną bezsilność.
W takim stanie znalazła ją najmłodsza córka Suszyca, która powodowana litością i przywiązaniem do towarzyszki zabaw i powiernicy swych uczuć, bez niczyjej pomocy przełamała wszystkie trudności, i przybiegła ku niedawno ozdrowiałej, ze łzą w oku, uśmiechem pieszczoty na ustach i wykradzionym z domu przysmaczkiem w kieszeni. Ale Monilka nie rozjaśniła twarzy na widok przyjaciołki, nie zarzuciła według dawnego zwyczaju rąk swych na jej szyję, nie uśmiechnęła się nawet. Piękna musiała użyć całej swej siły, aby nie wydać okrzyku przerażenia, ogarnąwszy spojrzeniem tę